Pomoc dla Martyni

Pomoc dla Martyni
apel

czwartek, 21 maja 2015

Wielki Dzień

I stało się .Owego dnia...Przyszedł Pan i zamieszkał w serduszku... :D
3 Maj 2015 w Kościele Garnizonowym  w Gnieźnie p.w. Najświętszej Maryi Panny w dzień Jej Święta nawet nie marzyłam o tak pięknej dacie :-)Podwójne Wielkie Święto :-D


Kolejne spotkanie związane z Komunią w Kościele Garnizonowym kiedy dzieci są ustawiane i "zakwaterowane" do ławek...siadmy i ....szturcham łokciem męża ...pokazuję co jest przed nami,, Obraz "Jezu Ufam Tobie" a obok wizerunek Św.Jana Pawła II z cytatem "Musicie być mocni mocą miłości ,która jest potężniejsza niż śmierć"  (pisałam wcześniej o obrazie JPII z tym samym cytatem który mamy w domu i ile on dla mnie znaczy) Kościól pw NMP,Święto NMP, miejsce w ławce ...zbieg okoliczności? NIE ,nie jest to zbieg okoliczności...dla mnie jest to jasny znak obecności i opieki :-)
Dzień I Komunii Św.
Piękna słoneczna pogoda,ustawiamy się przed kościołem ...moment Błogosławienstwa ...łzy wzruszenia...Msza św. wiele momentów w których "jakoś" mniej lub bardziej udaje się powstrzymać  łzy...moment przyjmowania przez dzieci Komunii.....słychać dzwięk szkrzypiec...melodia pieśni wydobywająca sie spod strun szarpanych smyczkiem ...dzieci podchodzące parami do ołtarza by po raz pierwszy przyjąć Pana do swego serca ...nie już nie udaje się powstrzymać łez wzruszenia nawet nie próbuję...lecą ...płyną po policzkach... po Ślubie ,narodzinach dzieci,Chrztach,Komuniach Synów ...kolejny szczęśliwy dzień naszego życia....chwilo trwaj... :-D

Jeszcze raz dziękujemy tym ,którzy zaszcycili nas swoją obecnością w tym tak ważnym dla Martyśki i dla nas dniu :-D <3

wtorek, 14 kwietnia 2015

Już niedługo :D

Jeszcze tylko 2,5 tygodnia...i wreszcie nastapi ten Najpiękniejszy, wyczekiwany z niecierpliwością Dzień ..Ten Dzień..Dzień Pierwszej Komunii Świętej :D
Dziś była przymiarka sukienki komunijnej, nasze Małe- Wielkie szczęscie jest "troche" duże i kupno gotowej zakrawa na cud ( a nie będziemy wykorzystywać przypisanych nam cudów toteż zadanie dostała krawcowa :P )Kiedy ujrzałam ją w tej bialaej sukience...łzy wzruszenia leciały nieposłuszne- mimo próby ich zatrzymania ... . nie da sie przelac na papier ...przeklikać na klawiaturze emocji ,szczęscia- nie ma słów na tym świecie, by je pięknie ułożyć tak, by odzwierciedlały ten stan ...
"Mamuś,a gdyby dziecko które ma przystąpić do Pierwszej Komunii było chore to jak wtedy byłoby z Komunią?"zapytała po "maratonie infekcyjnym " Martyska -  "Jeśli temperatura nie zwala z nóg , można samemu się poruszać i nie spędza się całego dnia w WC :P to na Mszę Pierwszokomunijną mozna iść, najwyżej uroczystość z gośćmi przekłada się ewentualnie na inny termin :-)" odpowiedziałam z uśmiechem :-) widać było ,że jej ulżyło :-)
 Tydzień temu w środę byłyśmy na wizycie kontrolnej w Poradni Onkologicznej nie powiem stres był tym bardziej,że  to wizyta po pierwszej dłuższej przerwie( 5 miesięcy)-( niektórzy bardzej wtajemniczeni wiedzieli jak duży ) czas na poczekalni dłuzył się bardzo jak nigdy, faktem jest, że czekałysmy prawie 5 godz.by wejśc do gabinetu....kto nie przeszedł tego ten nie wie jak to jest wejść do gabinetu usiąść na krześle (jakby wyściełany był szpilkami ) i czekać na wyniki...czas znów się wlecze..."Wyniki w porządku"-odzywa się P.Dr. i tu następuje wymiana Leukocyty...,hemoglobina..płytki...Alat Aspat TSH,rozmaz....też, rozmaz też dobry..." i w tym momencie słychać jak obie wypuszczamy powietrze z płuc...( Dzięki Ci Panie :-) ) po krótkiej rozmowie i zaleceniach wychodzimy z gabinetu ,umawiamy sie na kolejną wizytę,Dzwonimy do domu z informacja ,ze wszystko ok :-) iiiiiiii jedziemy się odstresować z przyjaciółką na lody :-D(no troche z lodami nie wyszlo ...głód się odezwał i trzeba było zjeść coś konkretnego :p )  "szybkie zwiedzanie galerii" i do domu...



sobota, 21 marca 2015

Był taki czas....

Był taki czas beztroski,był taki czas pełen radości,był taki czas pełni szczęscia,był taki czas...no własnie "BYŁ..."
Był taki czas pełen troski,był taki czas pełen lęku,był taki czas pełen strachu,był taki czas pełen bólu,był taki czas pełen niepewności,był taki czas ....
Jest taki czas radości,jest taki czas szczęścia,jest taki czas lęku jest taki czas strachu,jest taki czas troski..  jest taki czas niepewności... no  własnie" JEST " i będzie ...
Za każdym razem kiedy temperatura wzrosnie powyżej 36,6 ,kiedy pojawi sie kaszel,katar ból gardła,kiedy zabolą nogi ,plecy ...będzie to czas lęku ,strachu,niepewności ...
Za każdym razem kiedy rankiem przytuli powie "Cześć mamo kocham cię,kiedy wychodząc do szkoły otrzyma jak zawsze Błogosławieństwo na cały dzień,kiedy wróci ze szkoły i usłyszę "cześć mamuś wrtóciłam w szkole było.... " ,kiedy przy posiłkach powie,że smakuje,kiedy opowie o marzeniach,kiedy będą rozmowy na różne tematy, kiedy będzie zabawa z przyjaciółką,,kiedy ot po prostu"strzeli focha"kiedy się zbuntuje buntem nastolatki...będzie to czas rodości,szczęscia ...

piątek, 13 marca 2015

bez tytułu...

No cóż...nawet nie wiem od czego zacząć...rok minął od ostaniego wpisu...no dobra rok ,miesiąc i jeden dzień...Nie pisałam długo więc teraz zacząć nie jest łatwo...
Martyśka urosła i to dużo jest z niej "kawał kobitki" jak to mówią niektórzy :-)

W wakacje w końcu udało nam się wyjechać nad morze -spełnić marzenie Martynki :-)
Spędziliśmy superowe wakacje pogoda jak to nad naszym Bałtykiem różna ale co tam pogaoda liczą się osoby z którymi spędza się czas :-) Okazało się ,że nasi znajomi byli na wczasach niedaleko nas.... no i ktoś zrobił nam superową niespodzianke :-D


Więc cóż chcieć więcej...Mąż ,Dzieci,Przyjaciółka, morze plaża i błogie lenistwo... :-)
Wracać do domu się nie chciało...

Od września kolejny rok szkolny 3 klasa.Martyśka lubi chodzić do szkoły,uczyć się spotykać z przyjaciółką ,koleżankami.
Infekcje nadal dają znać o sobie niestety...ale o tem potem...






środa, 12 lutego 2014

kolejna rocznica....

Za 6 dni minie 4 "rocznica"... a ja już od jakiegoś czasu przeżywam wszystko "od nowa" czasem zastanawiam się czy kiedykolwiek będę potrafiła "nie przeżywać" aż tak silnie....
znów widzę oddział...jazdę karetką,czuje ten ból ,strach...i widzę moja Kruszynkę w łóżeczku patrzącą na mnie pytającym i przerażonym wzrokiem... to takie trudne...jest wiele rzeczy z tego okresu o których nadal nie mogę mówić tak bolą,,,pisać już tez pomału nie daję rady bo łzy napływające do oczu rozmazują wszystko...
Są tacy ,którzy mówią..".ale to już było ,minęło, teraz jest ok jest remisja trzeba się cieszyć " tak cieszę się i to bardzo ale lęk i strach jest nadal jak przyjaciel zawsze przy mnie- każda infekcja,gorsze samopoczucie ,ból nóg,pleców... wzbudza we mnie lęk i strach...
Nie chcę przenosić tych emocji na resztę rodziny staram się ale nie wiem na ile mi to wychodzi tym bardziej ,że dzieci są jak barometry-wyczuwają nastrój rodziców. Martyśka w ogóle ma jakiś "radar" gdy zdarzy mi się gdzieś czmychnąć  na bok i uronić łzę to Ona zaraz jest obok i pyta "Mamuś co się stało?"Czasem nieźle muszę sie natrudzić by Jej powiedzieć cokolwiek ,nie by ją "spławić" i powiedzieć coś na odczepne tylko by nie wybuchnąć płaczem i jej nie wystraszyć.Czasem mówię,że jest mi smutno i porozmawiamy później a czasem stać mnie tylko na to by ją przytulić i powiedzieć "Kocham Cię" i wtedy na to wszystko najczęściej przybiega Michaś i pada pytanie "Co się stało?" więc Martyśka odpowiada "Mamie jest smutno." I już następne łapki otaczają mnie i jest mi cudownie,ciepło i mogłabym tak trwać w tym "przytulasie" na zawsze :-)
Michaś i Martyśka mają coś z bliźniąt :-) taką specyficzną więź -choć był czas taki ,że niektórzy myśleli ,że są bliźniakami:-)  Kiedy Martyśka była w Klinice, Miki spędzał czas w jej pokoju,miał problem by rozmawiać z nią przez telefon-tęsknota była tak silna,że kiedy usłyszał jej głos w słuchawce nie był w stanie wydusić z siebie słowa i znikał w jej pokoju-płakał...
Kiedy rozmawiał ze mną najczęściej było to pytanie "Kiedy wrócicie do domu?" wtedy to z kolei ja dusiłam łzy i tę "kulę " w gardle która mnie dławiła i mogłam tylko odpowiedzieć :Nie wiem..."
Ten strach lęk, ból , który towarzyszył mi-nam był nie tylko  związany z Martyśką, martwiliśmy się również o chłopców-jak to wszystko zniosą ,jak dadzą radę przetrwać ten trudny czas i jak on się odbije na ich przyszłości.Martwiłam się o Bartka -przecież w internecie mógł znaleźć wiele informacji na temat białaczki i to nie koniecznie tych, które chciałabym by poznał bynajmniej nie w taki sposób.Co mogłam,umiałam,wiedziałam to wytłumaczyłam kończąc prośbą by nie szukał informacji w necie tylko pytał nas a my w miarę naszej wiedzy odpowiemy.
Te 8 miesięcy w Klinice mimo rozłąki zbliżyło nas do siebie z pomocą Bożą daliśmy radę :-)
Strach i lęk pozostał miłość-jeśli to w ogóle możliwe-jest silniejsza :-) dała nam moc-siłę i daje nadal...
a słowa  BŁ.Jana Pawła II  "Musicie być mocni mocą miłości, która jest potężniejsza niż śmierć"-które były z nami  wtedy, są nadal i prośba o Jego wstawiennictwo za nami.Na kolędzie Ksiądz powiedział mi jeszcze o Św. Ricie... no Św Rito no to teraz i Tobie będziemy "zawracać głowę" :-)
 No cóż...na dziś kończę...jutro wstanę z zapuchniętymi oczami  a rano  z Martyśka na rehabilitację idę to nie mogę straszyć ludzi :p a jeszcze mnie pakowanie czeka ...
Jedziemy do Dziadków może ta wiosenna pogoda poprawi mi nastrój  i poszalejemy na łonie natury co prawda nie na śniegu ale mi osobiście nie przeszkadza wiosna zimą bo Martyśka  nękana przez wysypkę w taką wiosenną pogodę, dłużej na świeżym powietrzu może przebywać :-)

wtorek, 11 lutego 2014

No to się opuściłam w pisaniu :p 
Obiecałam cd na temat adaptacji Martyski w szkole więc postaram się wywiązać z obietnicy :-)
Jest lepiej :-)))))))
 Rozmawiałam Wychowawczynią Martysi P. Gosia jest super :-) Rozmawiałam także z P. psycholożką szkolną.Można by rzec ,że jest ok :-)) Rozmowy w takich sytuacjach nie są łatwe z reszta jak każde poważne rozmowy.My rodzice przewlekle chorych dzieci,dzieci po ciężkich chorobach często odbierani jesteśmy jako przewrażliwieni, roszczeniowi rodzice -często nie znaczy zawsze,ale to wystarczy by mieć opory do poruszania :ciężkich" tematów.Na szczęście mi się udało przez to przebrnąć bez poczucia , że zostałam odebrana jako "nadopiekuńcza,przewrażliwiona mamuśka " :-) 
Martyśka zadowolona i to najważniejsze:-) z resztą sobie poradzimy -jak zawsze :-) 

poniedziałek, 11 listopada 2013

Szkoła...radość i... rozczarowanie...

Wreszcie nadszedł ten upragniony przez Martynkę czas chodzenia do szkoły :-)
tak wiem to już prawie polowa listopada a dopiero notka na ten temat,tylko ,ze gdyby pisać wcześniej to nie byłoby za bardzo o czym.
Teraz już jest pewien pogląd na sprawę...
Wcale nie jest tak różowo...
Nauka sama w sobie ok :-) są praktycznie same 6 :-) ale jeśli chodzi o kontakty z koleżankami i kolegami oraz adaptacją-tu jest gorzej...
Po za mną to chyba wszyscy jak nie większość myślała ,że Martynka nie będzie miała z tym problemu...
Wygadana,uśmiechnięta ,pełna optymizmu,nie poddająca się ,dzielna dziewczynka ale wbrew pozorom jednak bardzo nieśmiała,bojąca się odrzucenia (jak każdy)
Kiedyś  jeszcze w czasie indywidualnego toku nauczania P. Psycholog zapytała Martynkę czy czuje się inna ,gorsza niż inne dzieci na co Martyśka odpowiedziała "Nie zastanawiałam się nad tym ,nie myślę o tym.nie skupiam się nad tym- bo przecież każdy jest inny":-) i to była super odpowiedz,dziś jest jednak inaczej..
Kiedy dzieci pytały mnie, które z nich kocham bardziej to zawsze odpowiadałam im ,że kocham ich tak samo mocno ale każdego  trochę inaczej,bo każdy z nich jest inny,że nie ma dwóch takich samych ludzi i że inny nie znaczy gorszy-lepszy po prostu każdy ma swoją osobowość,wygląd,poglądy...itd... że każdy jest inny- wyjątkowy :-) że to jest fajne bo gdyby wszyscy byli tacy sami byłoby nudno :-) do dziś kiedy czasem (chyba tak dla przekory ) jedno z nich pyta:-  "Mama kochasz mnie bardziej niż..." bądź stwierdza "Mama mnie kocha bardziej" to zaraz drugie odpowiada "Mama kocha nas tak samo mocno ale każdego inaczej bo każdy z nasz jest inny- wyjątkowy" :-):-) :-)
Przykro mi kiedy Martyśka po powrocie ze szkoły mówi "Nie mam się z kim bawić w szkole" :-( i opowiada jak to jest na przerwach ,że najczęściej bawią się w "ganianego"  i ,że to nie jest fajne bo zawsze ją łapią pierwszą ,że szybko się męczy i nie lubi się w to bawić więc sobie tak sama chodzi.a kiedy bywają deszczowe dni to tworzą się grupki na korytarzu  i nie ma z kim rozmawiać.kiedy pytałam czy podchodzi do jakiejś grupki i próbuje z nimi zagadać,czy też jak bawią się w grupkach to czy pytała czy może się dołączyć- wtedy odpowiadała,że nie bo byłoby jej przykro gdyby się nie zgodzili, bo gdyby chcieli się z nią bawić to by ją zaprosili do zabawy..Namawiałam ją by spróbowała- tłumacząc jej ,że faktem jest to ,że jest "nowa" w klasie ,że oni już chodzą ze sobą  co najmniej rok jak nie dłużej i już zdążyli się poznać a jej jeszcze nie znają i ona ich też więc wszyscy razem muszą się "dotrzeć"i tak jak Ona boi się ,że się nie zgodzą tak samo Oni mogą nie mieć odwagi zaprosić ją do wspólnej zabawy myśląc tak samo. Podpowiadałam ,ze jeśli nie lubi zabawy w "ganianego" to może zaproponuje jakąś zabawę... Trochę trwało zanim spróbowała.Ma już koleżanki ale często jednak bywa na uboczu...
Kiedy była chora pierwszy raz po rozpoczęciu roku szkolnego-chodziłam do jej koleżanki po lekcje,kiedy z powodu wyjazdów do lekarzy specjalistów nie była w szkole- chodziła sama do niej
 a kiedy znów zachorowała-byłyśmy bardzo miło zaskoczone kiedy dwie koleżanki z jej klasy przyszły by podać jej lekcje :-) było to bardzo miłe :-)
Myślałam ,że już jest ok ale dziś kiedy mi powiedziała "Mama wcale nie jest tak fajnie w szkole jak myślałam,nie lubię za bardzo chodzić do szkoły"  to zrobiło mi się bardzo przykro :-( zaczęła opowiadać jak jest- owszem ma koleżanki czasem rozmawiają z nią ale częściej bywa na uboczu i nawet jak podchodzi do rozmawiających dziewczynek i próbuje z nimi zagadać to słyszy "To nie twoja sprawa idź sobie"...
Chłopcy wiadomo jak chłopcy to wiek w którym bawią się ze sobą. 
Ja wiem i zdaję sobie sprawę ,że być"nowym" wcale nie jest łatwo bo któż z nas nie był "nowym"jak nie w szkole to w pracy i wiemy jak jest i że na wszystko potrzeba czasu.Wierze głęboko w to ,że się zaaklimatyzuje w szkole i będzie miała koleżanki i kolegów.Widzę ,że ogólnie jest lepiej niż było na samym początku gdzie po powrocie ze szkoły opowiadała zszokowana o tym jak to dzieci biegają,przepychają się ,że nie raz "dostała z łokcia",a to ja ktoś popchnął itd myśląc że to wszystko specjalnie w nią wymierzone-tłumaczyłam wówczas że tak jest w szkole ,że to normalne i by nie myślała ,że jej nie lubią i dlatego tak robią ,że ot  po prostu "szkolne życie"  wydaje mi się ,że już do tego się przyzwyczaiła.
Najgorzej jest kiedy wraca do szkoły po nieobecności...jakby wszystko zaczynała od nowa...
No to się rozpisałam... na dziś koniec cdn...